T. Strzyżewski T. Strzyżewski
571
BLOG

Fałszywy mit "Tygodnika Powszechnego"

T. Strzyżewski T. Strzyżewski Polityka Obserwuj notkę 10

Spór toczący się wokół książki Romana Graczyka razi mnie poznawczą niekompetencją. Toczy się on wokół kwestii czy mit „Tygodnika Powszechnego” jest mitem prawdziwym czy też da się w nim dostrzec jakieś rysy. Wedle tego mitu środowisko „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” pełnić miało rzekomo opozycyjną wobec komunistycznego reżimu rolę. Mit ten powstał dzięki całkowitemu niezrozumieniu przez większość ludzi – a mam podstawy twierdzić, że dotyczy to przytłaczającej ich większości – czym w swej istocie jest manipulowanie ludzką świadomością przy pomocy CENZURY. Przeciętny człowiek nie w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że każde kłamstwo jest instrumentem sprawowania władzy nad odbiorcą kłamliwej informacji. „Kłamstwo cenzorskie” jest jednak kłamstwem szczególnego rodzaju.  Zbudowane jest bowiem z... prawd cząstkowych, i to wyłącznie. PRAWDA SELEKTYWNA manipuluje więc swym odbiorcą bez porównania skuteczniej od kłamstwa zwykłego (kłamstwa wprost). Nie jesteśmy bowiem w stanie wskazać na kłamliwość żadnej z informacji cząstkowych, z których kłamstwo cenzorskie jest sklecone.

 

A przecież przeciętny człowiek nie posługuje się na codzień definicjami. Rozpoznaje i reaguje na kłamstwo intuicyjnie, by nie rzec – instyktownie. Kłamstwo cenzorskie, czyli PRAWDA SELEKTYWNA jest co gorsza pojęciem bardziej jeszcze abstrakcyjnym (pod względem swej złożoności) od kłamstwa zwykłego. Warto może tu definicję tę zasygnalizować.

Otóż Prawda Selektywna jest zafałszowanym – w wyniku świadomej selekcji – obrazem rzeczywistości, emitowanym następnie do naszych mózgów przez nadajniki medialne.

Zafałszowanie to powstaje w następstwie działania cenzury, która jest świadomym wprowadzaniem w błąd poprzez selektywny dobór masowo rozpowszechnianych informacji, zgodny z kryterium korzyści podmiotu manipulującego.

 

Warto zatem uświadomić sobie, że ludzie zatrudniający się w wasalskich mediach, lub media te współtworzący, niezależnie od tego czy byli tajnymi współpracownikami SB czy też nie, i tak już kolaborowali z reżimem komunistycznym. Otrzymanie bowiem koncesji na prowadzenie takich gazet jak „Tygodnik Powszechny”, „Więź” czy „Znak” oznaczało podporządkowanie się cenzurze komunistycznej. Innej możliwości nie było! To dlatego kryteriami zarówno cenzury redakcyjnej w tych mediach, jak i autocenzury stosowanej przez zatrudnionych w nich dzienikarzy były te same kryteria, jakie obowiązywały w mediach pozostałych – strikte reżimowych. Dowodzi tego w sposób niezbity lektura II tomu „Czarnej Księgi Cenzury PRL”. Nie było ani możliwości ani sensu kryteriów tych nie stosować. To właśnie w zgodzie z warunkami uzyskania koncesji, redakorzy Kozłowski, Turowicz czy Mazowiecki redagowane przez siebie teksty posłusznie oddawali do Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w celu ich końcowego skontrolowania i zatwierdzenia do druku. Wszyscy dziennikarze autoryzowali następnie te – zarówno przez siebie, jak i przez radców z tego urzędu ocenzurowane – teksty. Wprowadzali w ten sposób swych czytelników w błąd, manipulując ich świadomością zgodnie z wolą swego koncesjodawcy.

 

Absurd tego rodzaju sporów przypomina mi podniecanie się tym, że niektórzy aparatczycy komunistyczni z PZPR jak np. Aleksander Kwaśniewski czy Jaruzelski byli tajnymi współpracownikami bezpieki. Przecież zarówno ta bezpieka wraz ze swymi kapusiami, jak i media (czyli system czwartej władzy) w PRL – były w rękach tychże aparatczyków instrumentami sprawowania totalitarnej władzy. To bezpieka wraz ze swymi kapusiami podlegała PZPR a nie odwrotnie. To peerelowskie media (jako ośrodek władzy opiniotwórczej) podlegały aparatowi komunistycznego reżimu. Jakież więc mogłoby mieć znaczenie, czy ludzie ci prócz tego byli jeszcze płatnymi donosicielami, skoro ci dziennikarze i etatowi pracownicy aparatu władzy, którzy nawet kapusiami nie byli – i tak już sprawowali totalitarną władzę nad polskim narodem lub w jej sprawowaniu współuczestniczyli.

 

Twierdzę zatem: kolaboracją z komunistycznym reżimem było podjęcie ze świadomego wyboru i nie w warunkach przymusu pracy w reżimowych i wasalskich mediach, polegającej na cenzurowaniu własnych tekstów, poddawaniu ich cenzurze redakcyjnej i cenzurze uzupełniającej w GUKPPiW a następnie podpisywaniu ich własnym nazwiskiem, przy pełnej świadomości, że tak zmanipulowane, zawarte w tych tekstach informacje wprowadzają w błąd setki tysięcy a często i miliony własnych czytelników? Dokładnie w ten sposób czynili zarówno ks. Tischner jak i sam Kisiel, którego to felietony kiedyś z zachwytem czytałem, nie zdając sobie jednak sprawy, jak jestem manipulowany przez tę cenzurę, której ingerencje Kisiel własnym podpisem akceptował. No, chyba że – jak już wspomniałem – nie rozumiemy jak funkcjonują manipulacyjne mechanizmy CENZURY. Wtedy tylko możemy twierdzić, że podejmowanie tematów przepuszczanych przez sieć zapisów cenzorskich, nie naruszających zatem kryteriów selekcji cenzorskiej, są zasługą ich autorów. Tego, że wszyscy peerelowscy dziennikarze stosowali autocenzurę dowodzą niezbicie dokumenty stanowiące zawartość tomu II. mojej „Czarnej  Księgi Cenzury PRL”. Zachęcam do lektury...

 

W 1977 roku zdemaskowałem cenzorską działalność GUKPPiW. W 2005 r.otrzymałem z IPN status pokrzywdzonego. W 2006 r. odznaczony przez Prez.RP Lecha Kaczyńskiego krzyżem ofic.orderu Odrodzenia Polski. W tym roku - reedycja "Czarnej Księgi Cenzury PRL"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka