T. Strzyżewski T. Strzyżewski
1008
BLOG

Recydywa autocenzorskiego dziennikarstwa i Stefan Bratkowski

T. Strzyżewski T. Strzyżewski Polityka Obserwuj notkę 9

Stefan Bratkowski kontynuuje swą życiową misję. Jest nią racjonalizowanie oraz wypieranie ze zbiorowego sumienia swego środowiska poczucia winy i współodpowiedzialności za CENZURĘ w peerelowskich mediach. Oto komunista, który przez blisko 30 lat był członkiem PZPR, oskarża o wyznawanie faszystowskiej ideologii zasłużonego antykomunistycznego opozycjonistę i patriotę, który przewodzi dziś największej opozycyjnej partii w Polsce.Stefan Bratkowski był nie tylko komunistą, który po wyrzuceniu go z PZPR przyłączył się do ruchu opozycyjnego. Był on w pierwszym rzędzie peerelowskim dziennikarzem, czyli najważniejszym cenzorem w systemie peerelowskiej władzy czwartej. Ze świadomego bowiem wyboru robił on karierę w komunistycznych mediach współuczestnicząc (poprzez cenzurę) w okłamywaniu oraz indoktrynowaniu polskiego społeczeństwa.

 

To taki właśnie człowiek ma dziś czelność występować w roli autorytetu moralnego. Ten były samocenzurujący się komunistyczny dziennikarz oskarża publicznieo faszyzm opozycyjnego patriotę i antykomunistę, porównując go do złowrogiej postaci Hitlera. Do takiej podłości skłonić jest w stanie tylko nienawiść i strach przed ujawnieniem prawdy o roli dziennikarstwa w utrwalaniu komunistycznej dyktatury. Nie różni się on pod tym względem od przytłaczającej większości postpeerelowskich dziennikarzy, którzy od 21 lat tworzą kadry postkomunistycznych mediów.  

 

Już w grudniu 1999 roku, podczas dyskusji w studio telewizyjnym (TVP2) po premierze filmu dokumentalnego Grzegorza Brauna „Wielka ucieczka cenzora” wprawił mnie swymi wypowiedziami w osłupienie.Na pytanie reżysera Grzegorza Brauna w filmie oraz pytanie Krystyny Mokrosińskiej prowadzącej dyskusję po jego telewizyjnym pokazie „Co to jest cenzura?” – żadna z tych osób (zarówno występujących anonimowo z zaciemnionymi twarzami, jak i tych z twarzami oświetlonymi) na tak postawione w tym filmie pytanie nic sensownego nie potrafiła odpowiedzieć. Film, o którym mowa, nakręcony został w kwietniu 1999 roku (m.in. w moim sztokholmskim mieszkaniu) i 15 grudnia tegoż roku zaprezentowany w programie drugim TVP. Przedstawia on dzieje praktyk cenzorskich w mediach peerelowskiej epoki, ze szczególnym uwzględnieniem działalności ich zinstytucjonalizowanej nadbudówki, czyliGłównegoUrzędu Kontroli, Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie, oraz rozmowy prowadzone przez reżysera z ludźmi, którzy byli – w ten czy inny sposób – z urzędem tym związani: znanymi przedstawicielami reżimowych elit w mediach: dziennikarzami, redaktorami, pisarzami – tak jak dawniej, tak i obecnie wykonującymi gros zabiegów cenzorskich, starającymi się jednak teraz za ich pomocą skryć (ocenzurować) swą niechlubną przeszłość; a także rozmowy z samymi dawniejszymiradcami,czyli pod względem merytorycznym – cenzorami z GUKPPiW.

 

Film ten skomentowany został w sposób niezwykle dezinformujący przez samych „głównych winowajców”, których pani Mokrosińska celowo zaprosiła do studia. Nie chcąc zapewne narazić na szwank sieci swychwpływowych kontaktów, postanowiła nie udzielić głosu ani reżyserowi, ani postaci tytułowej jego filmu. W iście „michnikowskim” stylu zignorowała mój późniejszy list w tej sprawie. Program nadano 22 latapo zdemaskowaniu działalności tych ludzi,aż 10lat po upadku systemu komunistycznego icałe dziewięć latpo likwidacji GUKPPiW, w którym to wiele z występujących w prezentowanym w filmie osób pracowało w tym urzędzie do samiusieńkiego końca.

 

Nasuwa się zatem nieodparty wniosek: ludzie ci podobnie jak dawniej nie rozumieli tego, co czynią, tak sam nie rozumieją tego dziś... a z nimi nie rozumie ogół społeczeństwa. Wiedza bowiem oraz świadomość społeczna przez tych samych ludzi jest formowana. To oni nadal prowadzą SELEKCJĘprawd cząstkowych, wyodrębniając z nich te „nadające się” do publicznego rozpowszechniania – podobnie jak czynili to w mediach komunistycznego państwa. Zmieniło się jedyniekryterium selekcji. Sam na własnej skórze mogłem to odczuć, gdy niedługo po upadku komunizmu dosięgły mnie „nożyce” CENZURY ze strony – wolnej tym razem od zwierzchności państwa – prasy.

 

Otóż podczas uroczystości przekazywania Bibliotece Jagiellońskiej moich rękopisów i oryginalnej dokumentacji GUKPPiW, które w ciągu mojej siedemnastoletniej emigracji udało mi się z niemałym trudem przechować, udzieliłem wywiadu Renacie Guzie z „Gazety Wyborczej”. Było to 26 sierpnia 1994 roku. Z niedowierzaniem przeczytałem następnego dnia,  na łamach sobotnio-niedzielnego wydania „GW” powyrywane z kontekstu, selektywnie dobrane i sugestywnie uporządkowane fragmenty moich wypowiedzi, okraszone w dodatkukłamstwem wprost, bo samooskarżającym stwierdzeniem, które z moich ust nigdy nie padło i paść nie mogło. „Gazeta Wyborcza” naruszyła tym samym fundamentalną dla cenzorskiej manipulacji zasadę strukturalnej jednorodności PRAWDY SELEKTYWNEJ jako instrumentu wprowadzania opinii publicznej w błąd.

 

Poniżej treść listu wystosowanego przeze mnie do pani Krystyny Mokrosińskiej z TVP, która po projekcji filmu „Wielka ucieczka cenzora” prowadziła w studio telewizyjnym rozmowę:

 

Szanowna Pani!

Kreślę te zdania pod wpływem Pani programu z dnia 15 grudnia ub. roku, prezentującego film Grzegorza Brauna o mnie i o cenzurze w PRL.

Czy Pani nie rozumie, że zaproszeni przez Panią do studia ludzie, którzy w peerelowskim okresie – ze świadomego wyboru, a zatem dobrowolnie, szli do służby w reżimowych mediach – z naturalnych powodów nie są zainteresowani w mówieniu prawdy o CENZURZE? Prawda ta obnażałaby bowiem ich własną rolę w fabrykowaniu kłamstw, wyselekcjonowanych przecież  przez ich własny aparat masowego rozpowszechniania informacji?

Przepraszam za to może nieco przydługie i prowokacyjne pytanie.

A tak ładnie powiedziała Pani o powołaniu dziennikarskim i o PRAWDZIE, w czym od razu  Pani skwapliwie zawtórowano. Czy nie uderza Panią, że hipokryzja zabija ową PRAWDĘ?

W cywilizowanych krajach, takich jak Szwecja, zaprasza się do studia, jeśli nie osobę, o której film traktuje, to przynajmniej jego reżysera. W każdym razie kogoś kompetentnego.

Czy zauważyła Pani, że żadna z osób występujących w filmie pana Grzegorza Brauna ani też Pani dwaj szanowni goście, nie umiała odpowiedzieć na pytanie (również Pani pytanie):„Co to jestcenzura?”? To już z kolei trzeci po likwidacji GUKPPiW program na temat CENZURY, który opinię publiczną wprowadza w błąd. Wierzę, że nie było to Pani intencją.

Dlatego przesyłam kilka moich tekstów, zachęcając do samodzielnego myślenia.

 

Z wyrazami sympatii

Tomasz Strzyżewski

 

Stefan Bratkowski przy wielu innych okazjach powtarza swą dziecinnie brzmiącą opinię, że media są jakoby wyłącznie wyrazicielem opinii społecznej oraz pośrednikiem w przekazywaniu tejże opinii do wiadomości władzy państwowej. „Zapomina” dodać przy tym, że media tę przekazywaną władzy opinię wcześniej... UKSZTAŁTOWAŁY (!).

 

Tak to jest, gdy postpeerelowski sługus cenzury – prawem kaduka szczycący się opinią „guru” dziennikarstwa i autorytetu moralnego, sprawujący do tego jeszcze honorową prezesurę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – tłumaczy „polskiemu ludowi”, czym jest wolność słowa oraz czym w czasach PRL była cenzura, której w jego przekonaniu dziś już nie ma.

 

Przypomnę na koniec, jak do tego rodzaju bredni Stefana Bratkowskiego, które poziomem szczerości i wewnętrznego przekonania przypominają dukanie marnego ucznia, odniósł się sam Stanisław Remuszko, autor sensacyjnej książki p.t. „Gazeta Wyborcza – Początki i okolice”. Cytuję odnośny fragment ze str. 325 tej jego demaskatorskiej publikacji:

 

„Stefan Bratkowski w »Rzeczpospolitej« z 8 października 2006 napisał ni mniej ni więcej: Najpierwszym obowiązkiem dziennikarzy jest strzeżenie demokracji. To nieprawda. Albo, jak powiedziałby niezapomniany ksiądz Tischner, trzecia góralska prawda (ilustracja na str. 285).

Studentom pierwszego roku żurnalistyki uprzejmie przypominam, że pierwszy, prymarny, najważniejszy (potem długo, długo nic) obowiązek dziennikarzy, to nie żadna tam obrona demokracji czy inne ulepszanie ludzkości, lecz INFORMOWANIE. Przekazywanie wiadomości. Komunikacja społeczna. Wieści pod strzechy. Nowiny do odbiorców.

Młodym ludziom – adeptom pióra (komputerowej klawiatury), mikrofonu i kamery - dam dobrą życiową radę: polityka ALBO dziennikarstwo. Może być zresztą jedno po drugim (w dowolnej kolejności). Ale nigdy naraz.”

 

W 1977 roku zdemaskowałem cenzorską działalność GUKPPiW. W 2005 r.otrzymałem z IPN status pokrzywdzonego. W 2006 r. odznaczony przez Prez.RP Lecha Kaczyńskiego krzyżem ofic.orderu Odrodzenia Polski. W tym roku - reedycja "Czarnej Księgi Cenzury PRL"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka